Miejscowość Brzozów pochodzi od nazwiska starego rodu szlacheckiego Brzozowski (hrabia papieski) herbu Bylina. O zacności rodu świadczy fakt, iż herb Bylina pochodzi z okresu panowania króla z dynastii Piastów i powstał na przełomie XI/XII wieku. Herbem pieczętowało się 15 rodów. Jak głoszą stare księgi, jeden z rodu z niesłychanej siły słynął: „Marcin Brzozowski z Ziemi Gostyńskiej z beczką piwa pełną tańcował”.
II wojna światowa
Brzozów Stary jest miejscem, gdzie zginęli pierwsi cichociemni na polskiej ziemi. Zrzut miał miejsce w nocy 27/28 XII 1941 – akcja nosiła kryptonim „Jacket”.
[7]
Osoby przerzucone do kraju podczas tego zrzutu:[8]
dowódca por. naw. Mariusz Wodzicki
rtm. Marian Jurecki "Orawa"
mjr dypl. Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz"
kpt. Alfred Paczkowski "Wania"
kpt. Andrzej Świątkowski "Amurat"
ppor. Tadeusz Chciuk "Celt" – kurier Delegatury Rządu na Kraj
kpr. Wiktor Strzelecki "Buka" – kurier Delegatury Rządu na Kraj
W walce z Niemcami nazajutrz po skoku zginęli rtm. Marian Jurecki "Orawa" i por. inż. arch. Andrzej Świątkowski "Amurat".
↑Rozporządzenie w sprawie wykazu urzędowych nazw miejscowości i ich części (Dz.U. z 2013 r. poz. 200)
↑Za stroną https://web.archive.org/web/20131215001559/http://www.grom.mil.pl/cichociemni_pliki/CICHOCIEMNI.HTM W nocy z 27 na 28 grudnia 1941 r. skoczył do Polski Maciej Kalenkiewicz "Kotwicz", Alfred Paczkowski "Wania" oraz dwaj inni kurierzy. Po wylądowaniu spadochroniarze zostali zatrzymani przez żandarmów.Niemcy nie rewidowali zatrzymanych, prowadzili, broń trzymali w pogotowiu, pies szedł krótko na smyczy. Skoczkowie ochłonęli ze zdumienia wywołanego spotkaniem. Byli już w środku budynku. W izbie choinka. Stanęli pod ścianą, z podniesionymi rękami. "Wania" był pierwszy z brzegu. Żołnierz podszedł do niego od tyłu z zamiarem przeprowadzenia rewizji, dotknął skoczka. Dłońmi złożonymi jak do modlitwy otrzymał cios w szyję. Zatoczył się. Nie było na co czekać. Na strzelnicy broń wyciągało się zza paska spodni, po wylądowaniu przełożyli pistolety z kieszeni kombinezonu do kieszeni płaszczy, a może i wcisnęli za pasek na brzuchu. Ryzykowna decyzja podjęta zapewne intuicyjnie jako, być może, najlepsze wyjście z sytuacji: mimo przewagi dać się zaprowadzić z otwartego pola do budynku, gdzie mogło być wielu Niemców, teraz się opłaca. Odwracali zagrożenie: mieli za sobą i zaskoczenie przeciwnika, i własną szybkość, i dobrą szkołę strzelecką. "Wania" pierwszy oddał dwa strzały. Odległość, powiadał, tak mała, że strumień powietrza z przebitych płuc uczułem na twarzy. [...] Któryś wskoczył do sąsiedniego pokoju. [...] Pobladły żołnierz za biurkiem.[...] Niemiec nie zdążył sięgnąć po broń. [...] Wybiegli z budynku, na ganku przed gmachem wartownik cisnąwszy karabin o deski zaczął uciekać. Ktoś chwycił jego broń, przykląkł i strzelił. [...]